Szampana Zachodu, w czasach słusznie minionych, lud pracujący mógł pić, przynajmniej w dużych ilościach, tylko za pośrednictwem swoich wybranych przedstawicieli. W tamtych czasach również podaż jakoś dziwnie rozchodziła się z popytem, więc obywatele/obywatelki miast i wsi mieli uwagę zajętą szukaniem miejsc, w których chociaż na moment obie te kategorie ze sobą się zbiegały. Ale były też i takie obiekty, gdzie akurat bez większych problemów można było zaopatrzyć się w wiedzę o najnowszej literaturze światowej, najbardziej aktualnych przedstawieniach teatralnych, najnowszych trendach mody i savoir-vivre.
W czasach słusznie minionych, kioski Ruchu prowadzone przez Robotniczą Spółdzielnię Wydawniczą "Prasa Książka Ruch" były miejscem dystrybucji wiadomości o świecie, z którymi przeciętny obywatel/obywatelka mieli organoleptycznie raczej nikły kontakt. Ale za to w osiedlowym kiosku można było zaopatrzyć się w "Literaturę na Świecie" albo w "Dialog", najlepszy miesięcznik o współczesnym teatrze. Z "Przekroju" nauczyć się od Francuzów jak jeść a la fourchette, wiedzieć o bon tonie obowiązującym podczas party w Saint Tropez lub poznać malarstwo Nicolasa de Staël . To, że o tych wszystkich cudach można było mieć pojęcie korzystając z zasobów osiedlowego kiosku Ruchu, było ewenementem cywilizacyjnym PRL.
Dzisiaj dawną rolę kiosków Ruchu przejął po części internet ale, jak mówił Lem, w internecie nie znajdziesz tego, o czym byś już wcześniej sam czegoś nie wiedział. Teraz zdziesiątkowane i dogorywające kioski Ruchu mają w ofercie głównie plastikową miazgę. Nie zmieniło się tylko to, że są to dalej obiekty estetycznie i użytkowo zaniedbane, "wsobne", nigdy nie wyeksponowane na zewnątrz, tak, jak robią to chociażby ich zagraniczne odpowiedniki. To, że były brzydkie i jak twierdza broniły dostępu do swoich skarbów, przyczyniło się też w końcu do ich upadku. Gdyby dzisiaj w osiedlowym kiosku Ruchu udało się komuś zobaczyć na przykład "Dialog" albo "Literaturę na świecie", doznałby porażającego coup de foudre.