wtorek, 31 maja 2016

Kapelusik, konik, kawiarenka







Z okazji 25. lecia Międzynarodowego Centrum Kultury, Kraków zastanawiał się nad swoimi ambicjami,  dziedzictwem, tożsamością, przyszłością  i znaczeniem w Europie Środkowej, podczas dwudniowej konferencji pod nazwą "Kraków i świat". Szanowne grono zaproszonych gości z kraju i ze świata w swoich wypowiedziach doceniło zwłaszcza galicyjskie  klimaty miasta, wyczuwalne  m.in. w sławnych krakowskich kawiarniach. Przedstawiciele  miast zaprzyjaźnionych, z Wiednia, Lwowa i Lublany, przy całej atencji dla Miasta Gospodarza, uznali jednak,  że u nich kawiarnie są równie dobre, a może nawet lepsze od krakowskich. Dostojni paneliści byli też raczej zgodni (bez wdawania się w szczegóły), co do wyjątkowej pozycji Krakowa w świecie, chociaż głos odrębny wygłosił gość z Nowego Jorku, który dość obcesowo poinformował zebranych, że w USA o Krakowie nikt nie słyszał. Bardzo ciekawie w tym kontekście zabrzmiała sentencjonalna wypowiedź japońskiego polonisty, który oznajmił, że w Japonii największą wartość ma to, co nieznane/nieodkryte, czyli we współczesnym/wirtualnym znaczeniu, po prostu to, czego nie ma w Google. Uczona z Jerozolimy uświadomiła zebranym, że dla objętych bezwzględnym zakazem kontaktów z tubylcami i specjalnie chronionych, młodych turystów z Izraela, Kraków jest zaskakującym/szokującym swoją żywotnością miastem - przystankiem, w drodze do/z Auschwitz.







W panelu literackim zastanawiano się nad obrazem Krakowa w polskiej i obcej literaturze. I tutaj zaskoczeniem/sensacją dla zgromadzonej publiczności była obecność nieznanego szerzej Johna Hopkina, brytyjskiego pisarza, którego przedstawiono jako miłośnika polskiej i środkowoeuropejskiej literatury, który jest autorem nieznanego u nas utworu o intrygującym tytule "Nawet wrony kraczą Kraków"("Even the Crows Say Krakow"). Jego powieść "Zatopiona zima" została już jednak zauważona i wydana w krakowskim "Znaku". Fragment anonimowej recenzji, wskazuje, że powieść ta może być ciekawym przyczynkiem do badań nad potencjałem kulturowym miasta: "Istnieje miasto w nieustannie zmieniającej się i nękanej wstrząsami różnorakimi Europie Środkowej: obciążony historią i kulturą Kraków. Od kilku lat przeżywa intensywne oblężenie za sprawą zagranicznych turystów, których kuszą opowieści o tym historycznym mieście bądź nieco niższe ceny niż w większości europejskich metropolii. Pośród tłumów głośnych, upojonych napojami z chmielu, rozrywkowych, hedonistycznie kłębiących się na krakowskim rynku i zaludniających co modniejsze kluby turystów można odnaleźć prawdziwych pasjonatów, którzy z szeroko otwartymi oczami duszy przechadzają się ulicami i próbują zmierzyć się z pojęciem „genius loci". Złośliwcy (ekolodzy) mówią, że krakowski genius loci jest bardzo wyczuwalny, bo unosi się  na  benzo(a)pirenie.







W ciekawym panelu "Kraków miastem przyszłości" rozmówcy zgodzili się ze stwierdzeniem, że największą wartością miasta są jego mieszkańcy i w Krakowie należy zastanowić się nad zahamowaniem tendencji do wypierania mieszkańców przez turystów, zwłaszcza w centralnych punktach miasta, które już dzisiaj rażą jarmarczną sztucznością. Bogactwem miasta są przemysły kreatywne. Ale kreatywność nie może być rozumiana jako indywidualna zdolność do działań innowacyjnych bez systemowego wsparcia państwa i samorządów. Na koniec refleksja prof. Jerzego Hausnera,  ważna w kontekście postępującej komercjalizacji kultury, że nie wszystko to, co przynosi zysk jest dobre dla miasta i generuje jego rozwój.

Zakończeniem całej konferencji był wykład "Kraków - miasto ambicji" Charlesa Landry’ego, światowej sławy autorytetu w kwestii wykorzystania wyobraźni do generowania trwałej zmiany w mieście, autora  "Miasta kreatywnego".  Czynniki budujące sukces miasta: wyobraźnia, pasja, ambicja połączona z otwartością, motywacja, łączenie tradycji z innowacyjnością, spójność społeczna. Proste.

W konferencyjnym ferworze umknęły argumenty na rzecz europejskości Krakowa, którą "wytwarza" sam Szacowny Jubilat czyli Międzynarodowe Centrum Kultury, broniąc jak samuraj kulturalnego dziedzictwa przed naporem przetaczającego się przez krakowski Rynek badziewia. Najnowsza, znakomita wystawa  prezentowana w MCK "Max Ernst. Sny ornitologa"  jest tej obrony najlepszym przykładem.