„Nieistotność, przyjacielu, to sedno egzystencji . [...] Jest z nami wciąż i wszędzie... Ale nie chodzi tylko o to, by ją dojrzeć, należy ją kochać, nauczyć się ją kochać”.
Można podziwiać u Kundery błyskotliwe wyczucie czasu, które charakteryzuje zwykle jednym, celnym słowem. W jego najnowszej powieści tym słowem jest "nieistotność". Czwórka paryskich przyjaciół zgłębia zagadki egzystencji kontemplując np. seksualność kobiet zawartą w ich pępkach albo doszukując się specyficznego poczucia humoru w działaniach Stalina. Jak zwykle u Kundery żart miesza się z grozą, aksamitny, pozornie prosty styl opowiadania z refleksją nad istotą "poszukiwania straconego czasu", taki Proust w wersji light (112 s.). Kundera pociesza nas, że nieistotność jest podstawowym stanem naszej egzystencji a umiejętność/klasa z jaką rozumiemy/akceptujemy ten fakt nadaje kształt/klasę naszej osobowości i może być nawet całkiem atrakcyjnym celem życia. Ale czy żartobliwa nieistotność egzystencji znudzonych paryskich dandysów może być pocieszeniem dla rosnącej rzeszy ludzi zbędnych: proletariuszy, prekariuszy, uchodźców, rozbitków, którzy znaleźli się w złym miejscu i czasie, z prostackimi problemami przeżycia następnego dnia. Dla nich kunderowski żart będzie tylko piękną ale szyderczą esencją nieosiągalnego stanu nieistotności doskonałej.
Milan Kundera, La fête de l’insignifiance /Święto nieistotności, przeł. Marek Bieńczyk,
W.A.B, Warszawa 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz