wtorek, 28 kwietnia 2020

Wiosna na Bielanach



 Wiosna w tym roku zaczęła się wcześnie, o ile w ogóle można powiedzieć,że przyszła po zimie, w takim znaczeniu, w jakim były kiedyś prawdziwe zimy. Od połowy marca jest ciepło, bardzo słonecznie i bardzo błękitnie. Powietrze jest dużo lepsze, przezroczystsze, niebo bardziej błękitne. Kwietniowa feeria kolorów przyprawia o zawrót głowy. "Green, green grass of home", zielona bujność traw wiosennych, żółto-zielono-brązowe dywany wiosennego podłoża, niesamowite kolory kwitnących drzew i krzewów od bladoróżowych magnolii, wiśni, śliw do ciemnoczerwonych głogów. Do tego oszałamiający zapach bzów i kwitnących drzew. Przyroda odpoczywa od ludzi zatrzaśniętych w kwarantannie.






 Kiedyś dawno temu, naprawdę ciepło i kwitnąco zaczynało być dopiero pod koniec kwietnia albo na początku maja. Miałam babkę, bardzo krakowską, która uważała, że z nadejściem wiosny trzeba się odnowić, "chwalić łąki umajone", żeby samemu zakwitnąć na nowo, jak przyroda na wiosnę. W ramach tej wiosennej odnowy zabierała mnie na dłuższe wyprawy. Najbardziej lubiłam te na Bielany, ponieważ jechało się tam wtedy z Salwatora  kolejką wąskotorową/ciuchcią ,  mijając po drodze bardzo ciekawe obiekty: schronisko dla psów i kotów, przystań wodną z nieprawdopodobną ilością kajaków, łódek, motorówek, statki wycieczkowe na Wiśle, ogródki działkowe z żywym inwentarzem, etc. Ciuchcia poruszała się z prędkością westernową to znaczy można było spokojnie wsiadać i wysiadać podczas  jazdy, co było oczywiście surowo zabronione. Kolejka jechała do Bielan wałami przeciwpowodziowymi wzdłuż ul. Księcia Józefa i już z daleka  widać było czerwone dachy Przegorzał i oba klasztory, na Bielanach i w Tyńcu, po drugiej stronie Wisły, a czasami nawet rozłożyste pasmo Babiej Góry.



Do klasztoru kamedułów szłyśmy stromą polną ścieżką na  Srebrną Górę mając po jednej stronie autentyczną uprawę winogron a po drugiej buczynowy Las Wolski. Samo dojście do klasztoru, wzdłuż wysokiego muru, przez kamienne, białe bramy miało w sobie tajemnicę filmu przygodowego. Babka dokładnie ustalała terminy naszych wypraw na Bielany i planowała je zwykle na 3 maja lub w Zielone Świątki. Zgodnie z regułą kamedulską ich klasztory i kościoły są otwarte dla kobiet tylko w określone święta, zaledwie kilkanaście dni w roku.


Wracałyśmy przez Las Wolski w stronę ponurego, poniemieckiego zamku z czasu 2. wojny i Willi Baszta należącej kiedyś do modnego w międzywojniu architekta Adolfa Szyszko-Bohusza.  Babki nigdy nie dało się namówić na pięknie położone w Lesie Wolskim ZOO, ponieważ takie obiekty uważała za obozy koncentracyjne dla zwierząt. Zatrzymywałyśmy się za to w wąwozie Panieńskich Skał, który w maju zarastał niezliczoną ilością kwiatków wiosennych: kaczeńców, mleczy, zawilców,  niezapominajek, stokrotek. Roiło się tam też od wróbli i orzechówek, można było posłuchać dzięcioła a raz nawet udało nam się zobaczyć sokoła.  Przelatywałyśmy przez kompletnie zrujnowaną wtedy Willę Decjusza i zaniedbany stary park z wiekowymi, pięknie kwitnącymi kasztanami. W końcu docierałyśmy do pętli tramwajowej w Cichym Kąciku i wracałyśmy z odpuszczonymi grzechami i naręczem wiosennego zielska.



                                                     
                                           




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz